PIESZE PIELGRZYMKI NA JASNĄ GÓRĘ
Pielgrzymowanie jest wpisane w działalność Stowarzyszenia i Fundacji KARAN. Historia dzieła jakim jest KARAN rozpoczęła się właśnie na Pielgrzymim szlaku do Matki Bożej Częstochowskiej, w roku 1976 kiedy to w sercu Księdza dr Bronisława Pawła Rosika – Pallotyna powstało pragnienie pomocy rodzinom w kryzysie, szczególnie osobom z problemem uzależnienia oraz ich bliskim.
Początki Ruchu KARAN sięgają roku 1987 kiedy to młody Ksiądz Bronisław pielgrzymując na Jasną Górę zapalał młodych ludzi do tworzenia interdyscyplinarnej pomocy rodzinie w kryzysie, szczególnie osobom, które używały środki psychoaktywne. Osoby, które poczuły w sobie potrzebę pracy nad sobą oraz pomocy osobom z problemem uzależnienia odpowiedziały na zaproszenie Księdza.
Jedną z nich jest Bożena Bereda – Przewodnicząca Stowarzyszenia i Fundacji KARAN. Tak mówi o swoim osobistym powołaniu: „moje Pielgrzymowanie” odbywa się w KARANIE, z KARANEM, przez KARAN. Mam pewność, że to właśnie „Ta Droga”, mimo wielu zwątpień, trudności, pokonywana w tym samym czasie, co roku, rok w rok daje nam siłę, ocalenie, łaskę, pozwala dziękować. Każdy rok na Pielgrzymce był inny, każde pielgrzymowanie inaczej trudne, inaczej wspaniałe, inaczej przeżywane. Zawsze z dużym poczuciem odpowiedzialności, koncentracji, uwagi. Stowarzyszenie KARAN mogło powstać dzięki modlitwie pielgrzymkowej wielu osób, a także dzięki tej modlitwie, niestrudzonej, pokornej, wytrwałej rozwinęło się i trwa tak długo. Każda kolejna Pielgrzymka była świadectwem istnienia naszej Organizacji. Na początku małej, nieśmiałej, składającej się z kilku osób niosących mały proporczyk z napisem KARAN, w ostatnich latach potężnej, 200-stu. osobowej grupy dzieci, młodzieży i dorosłych, samodzielnej, rozśpiewanej, zaangażowanej, dającej ważne świadectwo trzeźwości. Najważniejsze jest, że zawierzamy swoje życie, swoją pracę, także Stowarzyszenie KARAN Matce Częstochowskiej.”
W grupie KARAN pielgrzymują osoby uzależnione leczące się w ośrodkach rehabilitacyjno-readaptacyjnych, osoby, które ukończyły terapię tzw. neofici, rodzice i rodziny uzależnionych dzieci, terapeuci, przyjaciele KARAN-u, dzieci, seniorzy, wolontariusze.
Grupę KARAN tworzą pątnicy z całej Polski i świata (m.in. Włoch, Niemiec, Rwandy). To, co odróżnia Grupę KARAN od innych grup biorących udział w pielgrzymowaniu, to rodzice pielgrzymujący razem ze swoimi dziećmi, mający możliwość odbudowania relacji rodzinnych. Ta droga, to swoista rodzinna terapia, stwarza sytuacje do rozmowy, bycia blisko, troszczenia się o siebie, zmierzenia się ze słabością, pomagania sobie, bycia autentycznym, i wreszcie towarzyszenia sobie w modlitwie. Pojednania rodzinne, które na tej drodze nastąpiły, są tylko potwierdzeniem słuszności wybranej przez Stowarzyszenie KARAN drogi, która uwzględnia rozwój duchowy, pojmowany w kategoriach wzrostu świadomości, pomocy w dojrzałym, świadomym odnajdywaniu celu w życiu, porządkowaniu hierarchii wartości.
Grupa KARAN pielgrzymując, daje żywe świadectwo nawrócenia i przemiany serc pokazując, że dzięki modlitwie i pracy nad sobą można odzyskać życie i nauczyć się żyć z chorobą jaką jest uzależnienie.
Pielgrzymi Grupy KARAN przybywają do Matki Bożej z hasłem „Chcemy żyć”, aby przez ręce Maryi oddać w opiekę Bożemu Miłosierdziu siebie samych, swoje rodziny, prosić o potrzebne łaski, trzeźwość, wiarę, nadzieję i miłość. Rodziny uzależnionych dzieci niosą różaniec, znak Światowej Róży Różańca Rodziców Dzieci Uzależnionych, Osób Uzależnionych i Rodzin w potrzebie, oddając swoje rodziny i dzieci pod płaszcz matczynej opieki. Grupa KARAN daje żywe świadectwo wiary, wierności, wytrwałości, miłości, nawrócenia i przemiany oraz przesłanie mówiące o tym, że przez modlitwę i pracę nad sobą można odzyskać utracone życie.
Obecność rodziców naszych pacjentów w grupie KARAN jest dopełnieniem naszych dążeń do kompleksowości oddziaływań, do promowania roli duchowości w leczeniu uzależnień, wreszcie do pojednania pacjentów z Panem Bogiem oraz swoimi bliskimi. Pielgrzymka daje taką możliwość. Stwarza sytuacje do rozmowy, bycia blisko, troszczenia się o siebie, odczytywania słabości, udzielania sobie pomocy, bycia autentycznym, bez udawania, uciekania, bo właśnie temu sprzyja zmęczenie. I wreszcie towarzyszenia sobie w modlitwie. Pojednania rodzinne, które na tej drodze nastąpiły, są tylko potwierdzeniem słuszności wybranej drogi i opatrzności nad nami czuwającej. Można napisać na ten temat jeszcze wiele, jest wiele przykładów pacjentów, rodziców, którzy odnaleźli siebie po wielu latach, zrozumieli sytuację swojej rodziny, stanęli w prawdzie wobec jej słabości, zawierzyli przyszłość Panu Bogu.
Czy trzeba czegoś więcej?
Przecież po to właśnie, na Pielgrzymce zrodziło się Stowarzyszenie KARAN.
I tak jak w pielgrzymce przez 35 lat idziemy wytrwale. Nie jest łatwo każdego dnia, chociaż mamy motywację do pracy, kiedy jest bardzo ciężko, zdarza się, że przeżywamy zwątpienie. Mamy tak jak w Pielgrzymce określony cel, ale już to, jak go osiągniemy zależy od nas. Ważne jest, aby dobrze wytyczyć drogę dojścia, być zorganizowanym, zdyscyplinowanym, współpracującym, zdecydowanym. Do tej drogi zapraszamy wszystkich chętnych, wszystkich potrzebujących. Oni nam zawierzają. Mamy im pomóc odnaleźć w sobie siłę do zmiany, nakarmić, dać schronienie, zabezpieczyć przed niebezpieczeństwem.
I tak jak w Pielgrzymce, ile z tego wezmą, weźmiemy, na ile się otworzymy, ile skorzystamy, zależy tylko od nich, od nas samych. Pokazujemy cel i staramy się dać przekonanie, że można go osiągnąć. Ale nie natychmiast. Najpierw trzeba się natrudzić, zawierzyć innym, przyjąć reguły, które są już sprawdzone (przecież Pielgrzymka trwa niezmiennie już 300 lat), nauczyć się słuchać, przyznawać do słabości, także prosić o pomoc.
Na tej drodze jest czasami bardzo ciężko. Czasami samotnie we wspólnocie. Czasami odpowiedzialność za nią ogarnia przerażeniem. Zawsze trzeba się liczyć z tym, że idziemy razem, ale jesteśmy różni. Jedni silni, inni słabi, jedni zmotywowani i przygotowani, inni wątpiący, nieprzekonani, jedni wspierający i współpracujący inni osłabiający, uwsteczniający
i wreszcie jedni zdecydowani na trud i odpowiedzialność, inni płochliwi i wstrzemięźliwi
w działaniu. Jedni widzący i czujący wokół siebie innych, wspólny cel, dobro wspólnoty. Drudzy nastawieni na zaspokojenie własnych potrzeb.
Tak jak w życiu, w pracy, tak również i w Pielgrzymce.
Czasami jednak w życiu i w pracy nie otrzymujemy takiej nagrody, takiej radości, takiej pewności jaką się czuje u celu Pielgrzymki.
Pewności, że dobrze wybrałam, wybrałem, że to był mój czas, że tak wiele mogłam, mogłem przemyśleć, przeżyć, doświadczyć i wreszcie, że tak dużo otrzymałam, otrzymałem.
Jeżeli nawet niedużo teraz, zaraz, natychmiast, to zawsze wiele trochę później. Zawsze w odpowiednim czasie. Jeżeli nigdy, to znaczy, że właśnie to doświadczenie było mi potrzebne. Najważniejsze jest, że zawierzamy swoje życie, swoją pracę, także Stowarzyszenie KARAN Matce Częstochowskiej.
Wiele wątków, wiele przeżyć, wiele emocji. To wszystko wiąże się z Pielgrzymką do Częstochowy, w której idziemy kilka dni, a która wyznacza drogowskazy na całe nasze życie. Kształtuje nas jako osoby, daje światło i przestrzeń do stawania się lepszymi, dojrzalszymi, silniejszymi. To wielka oczywistość i tajemnica Pielgrzymki.
Zapraszamy wszystkich do jej odkrycia i przeżywania.
Oczywiście w grupie „KARAN”.
Pielgrzymka
Świadectwa osobiste, relacje uczestników
Czas pielgrzymowania to wyjątkowy czas, umożliwiający wewnętrzne przeżycia oraz sporo refleksji nas sobą, nad swoim życie i zachowaniem. Dla mnie był to wyjątkowy czas, ponieważ mogłam trochę spędzić go z synem, który od 2. miesięcy przebywa w ośrodku leczenia uzależnień. Byłam już kilka razy na pielgrzymim szlaku, ale ta pielgrzymka z Karanem była inna. Tu można było zatrzymać się nad sobą, nad swoimi myślami oraz zachowaniem. Dla mnie była to trudna pielgrzymka, ponieważ nasz syn chciał po niej wrócić do domu. Jednak tak się nie stało. Moja i męża zdecydowana postawa (to dzięki naszej grupie wsparcia) oraz wszelkie konferencje, które pozwoliły zmienić mnie od środka, sprawiły że zdecydował zostać w ośrodku. Był to dla mnie również czas, aby bliżej poznać się z rodzicami dzieci uzależnionych. Przyszła mi myśl, że Karan to druga moja rodzina. Tam usłyszałam moc pięknych świadectw, które często sprawiły, że pojawiła się łza w oku. Bardzo wzmocniłam się po pielgrzymce duchowo. To niezapomniany czas i chwile. Bardzo cieszę się, że poszłam na pielgrzymi szlak z Karanem. Mam nadzieję, że przez kolejne lata uda mi się wspólnie pielgrzymować.
D. – Uczestniczka
Moje wspomnienia z Pielgrzymki 1. Modlitwa. Pielgrzymka to wydarzenie duchowe, religijne. Dużo obecności Boga – w modlitwach, śpiewie, konferencjach. To nie była wycieczka piesza ze znajomymi. Bardzo poruszający był wieczór adoracji w Wolbromiu. Godzina przed Najświętszym Sakramentem, głęboka konferencja. Odebrałem to jako ważne uzupełnienie codzienności terapeutycznej, gdzie jak mi się wydaje trwa walka o stąpanie po Ziemi i nieprzerzucanie całego ciężaru zadania na Opatrzność. 2. Ubóstwo. Na pielgrzymce ma się niewiele i prawie niczego się nie potrzebuje. Radością, w tym roku pewnym luksusem była możliwość rozbicia namiotu „na sucho”, bez deszczu. Potrzeby materialne są w zasadzie ogarnięte przez zespół Karan i osoby poproszone o „dyżurowanie”. Ja np. się nie dowiadywałem i nie wiedziałem, kiedy będzie następny postój, co tam będziemy jedli, pili, kiedy dojdziemy na nocleg, czy to będzie noc pod dachem, czy w namiocie, itp. I nie potrzebowałem tego wiedzieć. Jest to jakiś przedsmak polecenia: nie martwcie się o to, co będziecie jeść, w co się będziecie ubierać. Uważam, że to było doświadczenie uwalniające. 3. Abstynencja. Podobała mi się dyscyplina – zakaz używek itp. i zobowiązanie do nieużywania telefonów. Do tego żadnych wulgaryzmów. Nie było też kupowania, sklepiku. Oaza. 4. Miłość i radość. Widziałem wysiłek wielu Pielgrzymów, aby widzieć potrzeby braci i reagować. Miłość w działaniu. Częściowo był to proces zorganizowany – zadania, dyżury, a częściowo spontaniczny. W każdym przypadku z tą samą intencją – służyć z miłości. W efekcie ja doświadczyłem atmosfery radości. Za lenistwo, słabość, ślepotę każdy mógł przeprosić w Olsztynie, w czasie nabożeństwa pokutnego. To był czas radosny. 5. Nauka. Głębokie konferencje. Nie wszystko rozumiałem – myślę, że osoby słuchające księży dłużej i częściej łapały więcej. Ale to, co – jak sądzę – złapałem, to było bardzo dużo. Posmutniałem na moment, że nie miałem takiej wiedzy ani świadomości, kiedy moje dzieci dopiero przychodziły na świat. Zabrakło mi tej jednej konferencji – dla rodziców, dla których jest już za późno. 6. Osobiste. Na początku była konferencja o łzach. I była mowa o tym, że są różne łzy, od gorzkich, po słodkie – np. łzy sportowca na podium. Ja płakałem bardzo dużo. Ale pamiętając konferencję zastanawiałem się, co to za łzy. I mało tam było rozpaczy, goryczy, itp. Raczej wzruszenie – z powodu bliskości Boga, bliskości pacjentów i rodzin (z nimi wszystkimi bardzo współczuję i to już wystarczy). Nie wiem, jaką to ma wartość, rozumiem, że owoce pielgrzymki i tak zależą od Boga, a nie wszystkie są widoczne i to już. 7. Studnia. Ksiądz Paweł mówił o biblijnych spotkaniach przy studni. Ja miałem jedno szczególnie ważne spotkanie/rozmowę w kolejce do prysznica (współczesnej studni). Trwało 3 minuty. W jego wyniku podjąłem decyzję o abstynencji od alkoholu, żeby (m.in.) pomóc mojej Córce. |
R. – Uczestnik
Na pielgrzymce byłam pierwszy raz. Moją motywacją było towarzyszenie córce, wspieranie jej w każdej sytuacji, także w trudzie. Pierwszy dzień zmasakrował mnie fizycznie i kompletnie wyzerował motywacyjnie. Zadawałam sobie pytanie co ja tu robię i co musiałoby się stać żebym mogła wycofać się z godnością. Na myśl przyszło złamanie nogi, pozostałe preteksty wywołały lawinę wstydu. Pomyślałam o tym że ludzie przeżywali holokaust, a ja mam przejść tylko kilka kilometrów. Wstyd przed córką, której postanowiłam dawać przykład oraz jej pogodzenie z konsekwencjami ostatecznie ustawiło mnie do pionu. W trakcie zobaczyłam wyraźne jak ważne to się okazało. Obecność rodziców. Obecność neofitów, która była ogromnym wsparciem, żywym przykładem. Dziękuję terapeutom za wplatanie okazji do bycia razem, czy to wspólnym z dzieckiem odcinkiem, czy postojem, wieczorami w kręgu i belgijką. W pliku „zasady pielgrzymki” przeczytałam, żeby zgłaszać problem medyczny niezwłocznie i korzystać z pomocy bez oporu. To jedna z rad, której nie posłuchałam i z małego bąbla zrobiło się spore zagadnienie. Tematem tej lekcji było, że powinnam częściej słuchać rad innych, zaufać i mieć więcej pokory. Druga lekcja dotyczyła oporu, który czuję w stosunku do księży. Nie słuchałam, nie rozumiałam, nie przyjmowałam tego co było mi ofiarowane z powodu uprzedzeń. Po czasie orientuję się, że to ja straciłam. Postanowiłam więc rozbroić uprzedzenia i zyskiwać. Droga przede mną. Kolejna refleksja dotyczy tego, że często je formułuję jako „powinnam” i „chcę”, rzadziej jako decyzje. Często skaczę wewnętrznie między krytycznym rodzicem, a niekochanym dzieckiem, a widziałam siebie jako dorosłego człowieka. W czasie różnych trudów moją irytację wzbudzały najczęściej kobiety, albo ich brak decyzji, albo decydowanie i popełnianie błędów. W myślach wytykałam niektórym zupełnie jakby były moimi wrogami. To mi pokazało jak głęboko tkwią we mnie niezałatwione sprawy i utwierdziłam decyzję o dalszej pracy w tym obszarze. Kolejnym faktem w moim przypadku jest konieczność pilnowania się w chęci nagradzania się za trud i pobłażania sobie. To zaleciało wonią destrukcji, lecz sama świadomość tego wywołała strach, który na tym etapie wykorzystuję. Jestem dumna z córki. Cieszę się z jej decyzji o pielgrzymce. Widzę zmiany jakie w niej zachodzą. Kocham ją. Mam wrażenie jakby moje serce urosło, żeby ją pomieścić. Tak olbrzymią siłę czułam ostatnio w dniu porodu, 26 maja, w dniu matki. Jestem dumna z siebie. Dokonałam dobrych wyborów i przeszłam pewien etap w mojej drodze, nie mały. W trakcie pielgrzymki postanowiłam, że oceniać wszystko będę po jej zakończeniu, a nawet dam sobie jeszcze kilka dni. Ale już tego samego dnia, po powrocie, zaskoczyłam siebie bo oto kolejnej nie wykluczam. Wręcz mam nadzieję, że córka zdecyduje za rok pójść ponownie, na jakimkolwiek będzie etapie swojego leczenia, bo to zwyczajnie warte tego trudu. Dla mnie, dla niej, dla innych. Jestem wdzięczna osobom, które dbały o nasze bezpieczeństwo. Osoby kierujące ruchem się nieźle nabiegały, podziwiam to poświęcenie. Medycy się napracowali, wszyscy zgłaszający się otrzymali pomoc, widziałam, że do późnego wieczora ta pomoc była oferowana. Karetka towarzyszyła nam na każdym odcinku. Ktoś po nas po każdym noclegu sprzątał, przecież my pielgrzymujący nie mieliśmy na to przestrzeni. My pielgrzymujący mieliśmy tylko iść. Na koniec, poczucie wspólnoty jakiego doświadczyłam to najlepszy przykład dlaczego metody Karanu działają. Moja rodzina jest w najlepszych rękach. |
G. – Uczestniczka
Uczestniczyłam wspólnie z mężem w pielgrzymce na Jasną Górę. Jesteśmy bardzo wdzięczni za możliwość wspólnego pielgrzymowania do Matki Bożej Jasnogórskiej. Konferencje w drodze można powiedzieć, że pomogły mi przetrwać każdy dzień, były jakby drogowskazem na każdy dzień pielgrzymki. Rozmowy z dziećmi i rodzicami w trakcie konferencji pokazały mi jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, jak wiele nas wszystkich łączy oraz jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem i potrzebujemy Boga. Myślę, że wszystkie słowa, które usłyszałam podczas konferencji pielgrzymkowych zaowocują w moim życiu. Dzięki czemu będę mogła zbudować właściwe relacje z drugim człowiekiem oraz z Bogiem. Mam nadzieję, że moje nieporadne słowa choć w części odzwierciedliły jak przeżycie rekolekcji w drodze ubogaciło moje życie duchowe i mojej rodziny. |
J. – Uczestniczka
Pokora, praca, Moje uczucia. Była to moja pierwsza przygoda z pielgrzymowaniem i jestem niezmiernie wdzięczna wszystkim zaangażowanym w organizację pielgrzymki. Dziękuję za możliwość udziału mojego w tej pięknej drodze. Za to, że moja córka zdecydowała się iść razem ze mną. Mimo, że nie miałyśmy dużo okazji do rozmowy, to jej obecność dodawała mi sił, wiary i nadziei, że każdy zrobiony krok to coś ważnego, potrzebnego i przyniesie owoc w odpowiednim czasie. Dziękuję wszystkim terapeutom za decyzję pielgrzymowania z naszymi dziećmi, za ich wysiłek, dzielnie się doświadczeniem, za pracę całą dobę, za postawę oraz stawianie granic rodzicom, za piękny czas śpiewów oraz wspólny czas podczas odpoczynku. Jestem wdzięczna wszystkim kapłanom za ich wartościowe konferencje, za słowa, za wysiłek intelektualny oraz za wsparcie duchowe i możliwość uczestnictwa w codziennej eucharystii. Ten czas pielgrzymowana, to był dla mnie bardzo trudny okres. Dotknął mnie w wielu wymiarach. Fizycznie, mentalnie, duchowo, społecznie, psychicznie…Był to czas wielkiego wysiłku wędrówki w niesprzyjających warunkach. Zaczęło się od nieustannie padającego deszczu, wilgoci, chłodu, mokrych butów, by w kolejnych dniach doświadczyć żaru słonecznego. Raz pod górę, raz z górki, to po asfalcie, to po kamieniach, piachu, błocie. Wieczorami rozbijanie namiotu na mokrej trawie, by rano mokry znowu spakować, chłód nocy, zimno poranków, lub spanie w sali gimnastycznej jeden obok drugiego z masą bagaży, z chrapiącym sąsiadem obok, z kolejkami do toalety i prysznica. Codzienne modlitwy, msze, śpiewy, bycie w grupie, dostosowywanie się do zasad i wiele innych spraw. Na początku wątpiłam w mój sukces dojścia do celu, były obawy czy dam radę, zwątpienia. Byłam wycofana społecznie, zamknięta, bałam się prosić o pomoc innych. Było niezadowolenie z siebie, że nie jestem wystarczająco przygotowana na tę wyprawę, że czegoś nie wiem, nie umiem, że nie znam pieśni, modlitwy, że z dzieckiem mało mam kontaktu, że jest taka czy inna zasada. Uwierało mnie wiele. Było we mnie dużo żalu, smutku, wstydu. Z każdym dniem jednak nabierałam więcej pokory. Jakoś przyszła do mnie umiejętność odpuszczania pewnych rzeczy. Wzięłam sobie do serca słowa powtarzane jak mantra przez terapeutów, aby być TU i TERAZ. Dałam sobie przestrzeń do czucia tego co czuję i akceptowania tego. Dałam zgodę innym na ich wybory i nie bolało mnie już to tak bardzo. Poczułam się wolna i radosna. Zrozumiałam, że robię krok i to jest ważne. Cenne były dla mnie świadectwa innych osób oraz to, że każdy pielgrzym mógł wypowiedzieć się o swoich wrażeniach. To chyba było jednym z najmocniejszych akcentów tej drogi. Usłyszeć każdego, co ma do powiedzenia. Każdy swoją osobą, doświadczeniem budował coś we mnie, coś dobrego, coś z czego mogę czerpać. Bardzo ważne też były dla mnie modlitwa, spotkanie i wybaczanie sobie na Górze Pojednania. Myślę, że jedno dobre słowo, może zdziałać cuda i otwiera na drugiego człowieka. Dzięki wysiłkowi prowadzącym fotorelację z pielgrzymki na Facebooku, mogę dziś, kiedy zbieram wszystkie przemyślenia z tego cennego czasu, jeszcze raz rozejrzeć się w tym, czego doświadczyłam, w tym co przesyłam, co zrozumiałam. To wszystko wymagało powiedzenia zdecydowanego TAK. TAK wybieram ten trud, bo widzę w nim wartość. Zamiast urlopu pod palmami, zamiast wygód, który niby mi się należą po ciężkiej pracy cały rok. Ten tydzień wysiłku oraz dyscypliny nauczył mnie dwóch najważniejszych wartości pokory i pracy. Dał mi też możliwość przyjrzenia się moim uczuciom, pobycia z nimi, takiej radości z dotarcia do mego wnętrza. Tymczasem już po pielgrzymce i pracę zaczynam od siebie. Wiem, że na początek potrzebna jest mi pokora. Następnie uczciwe i cierpliwe przyjrzenie się sobie i zaakceptowanie co jest moje, a co przyjęte nieświadomie, obce. Chcę zmierzyć się z prawdą, nawet gdy jest trudna, bo teraz mam wewnętrzna siłę. Podczas pielgrzymowania zobaczyłam swoje schematy działania i co one mi robią. Uwiera mnie to, co nie jest moje. Obrzydza mnie wręcz. Czemu mam to nosić? Aż chce mi się krzyczeć niecenzuralnie! Nie chcę tego więcej w sobie. Chcę mieć serce czyste i radosne. Chcę cieszyć się każdą chwilą, nawet gdy jest trudna. Chcę przeżyć ją świadomie i „biorę na klatę” wysiłek. Tylko tak stawię czoła życiu. Kiedyś martwiłam się, że moje życie nie ma sensu, że jestem słaba. Ale teraz wiem, że siła jest nie tam, gdzie mi się wydawało. Siła dla mnie to stawanie w prawdzie ze sobą, akceptacja i walka o jak najlepszą wersję siebie. Choćby nawet świat pouczał, że inne są drogi do szczęścia. Moja jest właściwa, bo tak czuję. Ten czas pielgrzymowania to dla mnie jak skrzynia z darami, podpowiedziami jak postępować, co zmieniać w sobie, nad czym pracować, aż do następnego, daj Boże, kroku za krokiem do Najjaśniejszej Panienki, w tak pięknych okolicznościach przyrody. Mimo, że miałam mało okazji do fotografowania, to w mojej pamięci pozostaną piękne obrazy. DZIĘKUJĘ. |
K. – Uczestniczka
Dziękuję za tę pielgrzymkę. Nabrałam mocy i zostałam pocieszona w strapieniu jakim jest uzależnienie córki. Od początku szłam dla Maryi niosąc do Niej ważne intencje, przede wszystkim trzeźwość naszej córki, w trakcie marszu nie straciłam ani ducha, ani wiary, że dojdę. Przypisuję to nie tylko modlitwie przyjaciół i osobistej decyzji, ale także towarzystwu męża i wspólnocie rodziców, terapeutów i pacjentów jaka się wytworzyła (to niezbyt trafne słowo) w czasie tej pielgrzymki. Dziękuję za przykład miłości i poświęcenia jaki zobaczyłam w terapeutach, kapłanach i rodzicach pacjentów i neofitów z Karanu. Tego nie da się zaimprowizować. To wspólne przebywanie, które jest uporządkowane, przemyślane i oparte o wymogi terapeutyczne, trud chodzenia, brak wygód i rozpraszaczy oraz troskę organizatorów, które to są połączone z prawdziwym i szczerym wysiłkiem rodziców chcących wesprzeć swoje uzależnione dzieci i nie mniejszym poświęceniem wszystkich terapeutów towarzyszących pacjentom: DOTKNĘŁO MOJEGO SERCA i mam nadzieję pozostanie ze mną na zawsze. Dziękuję za Waszą pracę w Karanie. To nie jest jedyna refleksja dotycząca pielgrzymki na Jasną Górę z Karanem w 2023r. Za bezcenny uważam wymiar modlitewny i pokutny ale równocześnie: WYMIAR TERAPEUTYCZNY i GŁĘBOKO LUDZKI tego co się wydarzyło. Rodzice rozmawiający ze sobą, z dziećmi, pojednanie między nimi, rodzeństwa idące w intencji brata czy siostry oraz prawdziwe i motywujące do zmiany konferencje i świadectwa. Podjęłam decyzję o nie ustawaniu w pracy nad sobą. |
K. – Uczestniczka
Tak wspomina pierwszą pielgrzymkę rodziców jedna z matek: „tradycją Karanu jest pielgrzymowanie do Częstochowy. Przez wiele lat pielgrzymowali sami pacjenci z terapią. W 2006 roku ruszyła po raz pierwszy grupa składająca się z pacjentów, terapii i rodziców. Było nas troje. Zabrałam wtedy ze sobą naszą dwunastoletnią córkę. Ksiądz Paweł podjął ryzyko, nie wiadomo było wtedy, czy to pomoże czy zaszkodzi terapii. Od tamtego roku pielgrzymowanie rodziców, rodzeństwa pacjentów stało się tradycją. Jakże inne od dzisiejszego było to pierwsze pielgrzymowanie z Karanem. Szliśmy na końcu, nie mogliśmy swobodnie rozmawiać z leczącymi się dziećmi, musieliśmy się bardzo pilnować, aby czegoś nie popsuć. Pamiętam wieczór na boisku, wieczór, kiedy każdy ośrodek prezentuje swój program, kiedy pacjenci śpiewają, bawią się. Zmęczona poszłam wcześniej do namiotu. Słuchałam dobiegających piosenek. I na końcu po modlitwie, hymn Karanu, charakterystyczne klaskanie w dłonie i okrzyk „Chcemy żyć”. Łzy i pytanie: dlaczego? Dlaczego tacy młodzi, wspaniali ludzie tak się pogubili? Kolejne wspólne pielgrzymowania. Grupa towarzyszących rodziców coraz większa. Czas pielgrzymowania powoli stawał się też czasem wspólnej terapii. Rozmowy dzieci z rodzicami, wspólne zmęczenie i wspólna radość. Pielgrzymowanie stało się czasem odbudowywania więzi, razem niesionych intencji i próśb.” Inna matka wspomina: ,,czułam, że tak chcę, że to wspólne pielgrzymowanie z synem, z mężem pomoże nam w relacjach i poznaniu siebie nawzajem. Kiedy szliśmy przez Warszawę, byłam pod wielkim wrażeniem. Grupa zwarta, zdyscyplinowana, wszyscy bardzo głośno śpiewali. Te okrzyki karanowskie poruszyły moje serce i duszę. Chociaż doznałam urazu ścięgna – nie poddałam się, szłam dalej. Dam radę, Bóg mi pomoże. Przecież to jest pielgrzymka, warto być wytrwałym i nie poddawać się. Każdy dzień pielgrzymowania pokazywał mi coś innego, poznawałam siebie, swoje słabości (mój brak pokory, pycha, brak cierpliwości, ocenianie innych). Uczyłam się siebie. Teraz dostrzegam słońce, kwitnące kwiaty, burzę, a po burzy tęczę. Cieszę się, że to wszystko dostrzegam, to działa jak balsam dla mojej duszy.’’ ,,Zauważam drugiego człowieka i cieszę się, że mogę dać świadectwo swojego pielgrzymowania – pisze kolejna matka: ,,ruszyłam w drogę do Pani Jasnogórskiej tak naprawdę bez większego przekonania, raczej na zasadzie, że chcę pomóc synowi, który był w ośrodku KARAN. Syn całą pielgrzymkę nie odzywał się do mnie, mówił, że nie ma mamy. Takie zmiany w psychice jego zrobiły narkotyki i 8 miesięcy pobytu na ulicy. Nikt nie był w stanie do niego dotrzeć. Szłam, uczyłam się modlić od nowa. Odgrzebywałam z piasku wiarę w Boga, wiarę w siebie i w innych ludzi. Nauczyłam się pokory. To było bardzo trudne, bo zawsze byłam butna, zbuntowana i osiągałam to, co chciałam osiągnąć. W chorobie syna byłam bezradna. Uznałam tą bezradność i poprosiłam Boga i ludzi o pomoc. Całą pracę musiałam zacząć od siebie. Odkrywałam i przyznawałam się przed samą sobą, że kryzys małżeński to także moja „zasługa”. Dotychczas uważałam, że wszystkiemu jest winny mąż. Uczyłam się od nowa rozmawiać z mężem. Przewartościowałam swoje życie. Na pierwsze miejsce powrócił Bóg! Jemu zawierzyłam swoje życie i powiedziałam Jezu ufam Tobie!’’ Jednym z owoców pielgrzymowania było zawiązanie w 2014 roku, Światowej Róży Różańca Rodziców Dzieci Uzależnionych, Osób Uzależnionych i Rodzin w Potrzebie. |