Nosicielem wirusa HIV jestem od 1989 roku. Do zarażenia doszło podczas wstrzykiwania sobie narkotyku. Pamiętam, byłem na głodzie, gdy udałem się po towar i wiedziałem, że chłopak jest nosicielem, ale zlekceważyłem to, bo bardzo chciałem wziąć działkę towaru. Po mniej więcej roku zaczęły się pierwsze objawy: gorączka, poty, tylko, że ja nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę być zarażony.
Zdecydowałem się na badania, coś świtało mi w głowie, że mogę zarazić żonę i syna, ukrywałem ten fakt przed wszystkimi. Dostałem zawiadomienie, że mam się zgłosić do przychodni po wyniki. O tym, że jestem nosicielem wirusa HIV utwierdziłem się po badaniach. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to samobójstwo. Szybko wybiegłem z Ośrodka Zdrowia i pobiegłem, żeby wziąć działkę towaru. Chciałem zabić w sobie tę myśl, że jestem nosicielem wirusa HIV. Gdy towar przestał działać byłem bardzo wystraszony. Nie wiedziałem co mam robić. Strach i obawa nie pozwoliły mi pozbierać myśli, które krążyły po mojej głowie. Znowu była następna działka towaru. Trwało to dość długo: co mam robić, do kogo się udać? Gdy przebudzałem się po następnych działkach wszystko wydawało mi się odległe. Zastanawiałem się jak i komu to powiedzieć. Bałem się, że wszyscy odsuną się ode mnie i znowu będę sam. Słyszałem u siebie w mieście, że nosiciele są bardzo źle traktowani, są odrzucani i traktowani jak trędowaci. Zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę z kimś o tym porozmawiać i że sam sobie z tym nie poradzę, a napięcie cały czas we mnie rosło. Doszedłem do wniosku, że porozmawiam o tym z mamą. Nie wiedziałem czego oczekiwać po takiej rozmowie. Jedna myśl, jaka mi krążyła cały czas po głowie to, że mnie odtrąci. Początek rozmowy był straszny. Mama bardzo płakała, a ja poszedłem wziąć następną działkę, żeby dokończyć rozmowę. Na początek były osobne talerze i sztućce. Wiedziałem, że muszę o tym powiedzieć siostrom. Całkowicie nie wiedziałem, co mam zrobić ze swoją rodziną, żoną i synem. Jak to przedstawię? Nie dość, że byłem człowiekiem uzależnionym to jeszcze nosicielem wirusa HIV. Doszło do tego, że zostawiłem żonę i syna, spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z domu nie mówiąc nic nikomu. Zdecydowałem się powiedzieć siostrom o tym, że jestem nosicielem wirusa HIV. Towarzyszył mi przy tym wielki strach i obawa, byłem bardzo zagubiony. Gdy siostry słuchały mojego opowiadania widziałem ich wielki strach w oczach. Gdy skończyłem rozmowę, ubrałem się i wyszedłem z domu jak najdalej od tego wszystkiego. Wróciłem do domu jak wszyscy już spali. Myślałem, że jak wejdę do swojego pokoju, będę miał spakowane rzeczy. Gdy wstałem rano atmosfera w domu była napięta, dało się to wyczuć. Siostra pierwsza zaczęła rozmowę. Warunki były proste: nie zbliżam się do jej dzieci. Bała się o to, żebym nie zaraził dzieci, miałem uważać na to, co robię w domu. Chciałem porozmawiać z kimś o tym wszystkim, ale bardzo się bałem. Jedynym wyjściem były dla mnie narkotyki, chwila zapomnienia i od rana znowu to samo.
Zdecydowałem się na ośrodek. Nie miałem już sił na to, żeby brać narkotyki, miałem już dość tego wszystkiego. Miałem wybór: albo iść do ośrodka albo powoli umierać z tą świadomością, że jestem całkiem do niczego. Wybrałem ośrodek. Na początku bardzo mi się podobało, dochodziłem do formy fizycznej. Byłem w tym ośrodku 17 miesięcy. Wydawało mi się, że sama abstynencja wystarczy do tego, żeby nie brać narkotyków. Po 17 miesiącach wyjechałem z ośrodka. Byłem pewien, że nigdy nie będę brał. O HIV-ie nie zapomniałem, tak mi się przynajmniej wydawało. Po powrocie do swojej miejscowości zaczęły się problemy z pracą i tak znowu zacząłem brać narkotyki. Znajomi, których miałem i nie brali narkotyków, odsunęli się ode mnie. Strach przed zakażeniem był tak wielki, że nie chcieli mnie znać.
Pewnego razu miałem wypadek. Spadłem z drzewa, miałem połamaną nogę w dwóch miejscach, wybite kręgi szyjne i wiele innych rzeczy. Po przebudzeniu stwierdziłem, że jestem w szpitalu. Rozmowa, jaką odbyłem z lekarzem była krótka. Powiedziałem mu, że jestem nosicielem wirusa HIV. Myślałem, że lekarz mnie zrozumie i pomoże mi. Okazało się całkiem inaczej. Zostałem wypisany ze szpitala w takim stanie, że nie wiedziałem co mam robić. Lekarze stwierdzili przy tym, że gdybym został w szpitalu, byłbym zagrożeniem dla innych pacjentów. Co mi zostało jak tylko brać narkotyki, choć miałem tego dość i byłem raz w ośrodku i też mi nic nie pomogło. Byłem bardzo zagubiony i przestraszony, a mimo to cały czas brałem narkotyki.
 Postanowiłem, że jeszcze raz pójdę do ośrodka. Byłem w nim 8 miesięcy i znowu nic się nie działo. To była po prostu sama abstynencja, z nikim nie rozmawiałem o swoich problemach. Znowu byłem samotny i pełen obaw co do dalszego życia. Postanowiłem wyjechać. Tym razem nie oszukiwałem się, wiedziałem, że będę brał. Wróciłem do swojego miasta i znowu się zaczął koszmar mojego życia.
Miałem bardzo duże problemy z lekarzami. Gdy chciałem iść do dentysty i mówiłem o tym, że jestem nosicielem wirusa HIV, nie chcieli ze mną rozmawiać. Chciałem o tym porozmawiać, ale nie było o czym. Miałem takie poczucie, żeby powiedzieć o tym, że jestem chory. Nie chciałem być zagrożeniem dla innych ludzi. Moja miejscowość jest bardzo mała. Ludzie patrzyli na mnie z nieufnością i odsuwali się ode mnie. Ja dalej pogrążałem się w narkotykach coraz głębiej. Brałem bez opamiętania - tylko zawsze towarzyszyła mi myśl, że jestem zarażony, narkotyki nie pozwalały mi zapomnieć.
Doszło do tego, że usiłowałem popełnić samobójstwo. Nałykałem się tabletek i nic nie pamiętałem. Obudziłem się w szpitalu po dwóch dniach. Siedziała przy mnie mama i bardzo płakała. Pytałem, co się stało. Mama wszystko mi powiedziała. Dziękuję Bogu, że nic mi się nie stało.
Po pewnym czasie zrozumiałem, że muszę jeszcze raz iść do ośrodka próbować się leczyć, bo wiedziałem, że jeszcze trochę i będę jeszcze raz próbował popełnić samobójstwo. Potrzebowałem pracy nad sobą i swoją psychiką, bo byłem już u kresu sił. Spotkałem znajomego księdza i porosiłem go o rozmowę. Wiedziałem, że pomaga ludziom uzależnionym. Powiedział mi o ośrodku katolickim. Postanowiłem zadzwonić i dopytać się o szczegóły. Udałem się na detoks. Bardzo się bałem, nie wiedziałem, co mnie czeka. Choroba coraz częściej dawała mi się we znaki. Szukałem ludzi, którzy mnie wysłuchają, zrozumieją i pomogą dojść do równowagi psychicznej. Gdy przyjechałem do ośrodka bardzo się bałem. Pełen byłem obaw co do dalszego pobytu. Byłem bardzo zaskoczony tym, co zobaczyłem. Ludzie w tym ośrodku byli bardzo życzliwi i ciepło mnie przyjęli. Byłem zaskoczony tym, że wieczorem mieli spotkanie, gdzie mówili o swoich problemach bieżących i o tych, które się nawarstwiły w czasie brania narkotyków. Obawiałem się czy mnie zaakceptują chorego. Pierwszy raz przed tak liczną grupą mówiłem o swojej narkomanii i o tym, że jestem nosicielem wirusa HIV. Po raz pierwszy poczułem wielką ulgę, gdy powiedziałem. Coś ze mnie zeszło.
Po pewnym czasie udałem się na badania do Warszawy. Tam, u lekarza, po raz pierwszy zobaczyłem, że podchodzą bardzo ciepło do takich ludzi i nie ubierają się w żadne kombinezony, jak to było u mnie w mieście. Usłyszałem od lekarza, że mogę się dostać na program leków, które obecnie podają ludziom chorym. Miałem się zastanowić i po pewnym czasie dać odpowiedź. Oczywiście zgodziłem się, bo wiedziałem, że takie leki mogą podtrzymać mnie przy życiu. Wiedziałem i przekonałem się na sobie, że nastawienie ludzi i lekarzy zmienia się na lepsze.
Po raz pierwszy, gdy musiałem udać się do szpitala byłem bardzo wystraszony. Nie wiedziałem jak lekarze są nastawieni do ludzi chorych. Pamiętam, jak płakałem i mówiłem, że nie chcę nigdzie jechać i że się boję. W szpitalu spotkałem się z dużą uprzejmością zarówno od strony lekarzy jak i pielęgniarek. Otoczyli mnie opieką lekarską. Strach i obawa pomału mijały. Obecnie uwolniłem się od narkomanii. Ukończyłem leczenie. Po raz pierwszy w życiu coś zacząłem i skończyłem. Moje kontakty z rodziną poprawiły się. Nie ma już osobnych talerzy, nie czuję już dystansu od mojej rodziny, dzięki wiedzy, jaką nabyli poprzez czytanie książek i oglądanie programów. Nie stanowi to już dla nich problemu. Od dwóch lat jestem pod kontrolą lekarzy i dalej biorę leki, które podtrzymują mnie przy życiu.


       Łukasz